niedziela, 22 lutego 2015

Chapter 2

Spojrzałam za siebie słysząc trzaśnięcie drzwi. Przysunęłam się cicho bliżej zimnej ściany. Oddychałam głęboko, ale nie za głośno. Czułam jak moje serce szybciej bije, jakby ścigało się z umysłem, które szybciej z ucieknie z tego zatęchłego pomieszczenia. Niestety nogi pozostawały w jednym miejscu przyszpilone do podłogi długimi korzeniami. Rozglądałam się dookoła szukając jakiejś drogi ucieczki. Niestety jedynym wyjściem były wąskie drzwi , za którymi rozlegały się ciężkie kroki. Im bliżej słyszałam trzaśnięcia drewnianej podłogi, tym szybszy i płytszy stawał się mój oddech. Po jaką cholerę wchodziłaś do tego domu? Nie mogłaś zostać nad rzeką, albo najlepiej w ogóle w domu? Czy nigdy nie możesz niczego zrobić jak należy? Zawsze musisz wszystko spieprzyć...
-Wiem, że tu jesteś ślicznotko! – usłyszałam młodzieńczy głos – Nie ukryjesz się przede mną.
Znałam go. Byłam pewna, że już kiedyś go słyszałam. Jednak nie wiedziałam do kogo należał ten głos, a w każdym razie nie byłam pewna. Po raz kolejny rozejrzałam się dookoła i wtedy ujrzałam przebłysk księżyca w prawym rogu drzwi. Głęboko oddychając przysunęłam się w tamtą stronę nasłuchując kroków, ale napotkałam tylko dziwną ciszę dzwoniącą w uszach. Wiedziałam, że to zły znak. Nie chciałam ruszać się z na pozór spokojnego i bezpiecznego miejsca, ale jeżeli jak najszybciej stąd nie ucieknę, to on mnie złapie. Musiałam coś zrobić.
Zamknęłam oczy, odetchnęłam chcąc oderwać od siebie narastający niepokój, po czym wyskoczyłam na korytarz kierując się w stronę okna. Miałam szczęście. Chłopaka nigdzie nie było, a w każdym razie nie widziałam go w pobliżu. Podbiegłam do szyby i złapałam za klamkę. To był błąd. Klamka zaskrzepiała przeraźliwie głośno, po czym wysłużone okno wypadło z zawiasów i z okrutnym hukiem roztrzaskało się na ziemi. W momencie, w którym szkło uderzyło o podłogę wydałam z siebie niekontrolowany cichy okrzyk, po czym zakryłam usta dłonią. Znów rozejrzałam się dookoła i na palcach zaczęłam skakać po odłamkach szyby.
-Ha! – usłyszałam za plecami – Tutaj jesteś laleczko! – niemal czułam jak się uśmiecha, po czym ciężkim krokiem biegnie przez długi korytarz w moją stronę.
Nie było czasu, żeby obejrzeć się za siebie. Musiałam jak najszybciej uciekać, co potwierdzała moja podświadomość wrzeszcząc mi do ucha: Wiej! Szybciej, wiej! Rzuciłam się więc w stronę ogromnej dziury w szarej ścianie. Złapałam się kurczowo parapetu i jak najszybciej przerzuciłam nogi na zewnątrz. W ostatnim momencie jeszcze spojrzałam za siebie na ogromnego chłopaka w ciemnej bluzie od dresu i za szerokich jeansach. Na głowę miał zarzucony ogromny kaptur, który rzucał cień na jego twarz. Widziałam tylko oczy błyszczące rozbawieniem gniewem i czymś jeszcze… Nie miałam więcej czasu na zastanawianie się jak on wyglądał, musiałam uciekać.
W mojej głowie widniało tylko jedno słowo
BIEGNIJ!
Więc biegłam i biegłam i biegłam, aż poczułam pod nogami śliską trawę i ruchliwe kamienie. Musiałam zwolnić. Truchtałam między drzewami starając się złapać powietrze w płuca. W pewnym momencie coś przesunęło się pod moimi nogami i upadłam na ziemię. Leżałam chwilę rozkoszując się ulgą dla nóg i ochłodą dla rozgrzanych mięśni. Nie miałam ochoty podnieść głowy, żeby się rozejrzeć, ani tym bardziej wstać, żeby biec dalej. Nie chciałam w ogóle się ruszać. Mogłabym równie dobrze teraz umrzeć. Tu i teraz. Niestety nie była mi dana taka rozkosz. Nie dla mnie, głupiej dziewczyny o niebieskich włosach, córki szanowanych adwokatów, którzy się do niej nie przyznają w towarzystwie, taki luksus jak cicha śmierć w otchłani lasu. Ja jak zawsze musiałam mieć dużo gorzej…
Poczułam jak ktoś łapie mnie za kostki u nóg. Zaczęłam krzyczeć i wierzgać nie dając nieznajomemu tej łatwości zaciągnięcia mnie do jakiejś starej stodoły. Nie miałam zamiaru dać się tak łatwo!
-Daj spokój księżniczko. Już nikt cię nie uratuje. – mruknął zadowolony z siebie.
-Zostaw! Mnie! – krzyknęłam przez zaciśnięte zęby chcąc jednocześnie mu się wyrwać.
-Nigdy. – odparł i bez skruchy wykręcił mi nogę w taki sposób, że poczułam okropny ból na całej jej długości.
Zaczęłam jęczeć, a on się śmiał. Właśnie to dawało mu radość i chęć marnego życia. Ból. Postanowiłam nie dawać mu tej satysfakcji i zamknęłam oczy chcąc oderwać się od rzeczywistości. Przestałam wydawać jakiekolwiek dźwięki. Chłopak po chwili się znudził i zaczął mną potrząsać, chcąc wywołać chociaż grymas na mojej twarzy. Jego niedoczekanie!
-Nie drocz się ze mną skarbie! – krzyknął, po czym rzucił mną na ziemię i zaklął siarczyście.
To była moja szansa. Pozostało tylko wstać i uciekać. Uciekać, uciekać i uciekać!
Więc zrobiłam to.
Podniosłam się z ziemi i zaczęłam biec.
A on mnie gonił.
Niestety był szybszy i  złapał mnie w pasie, po czym rzucił mną na ziemię. Powiedział coś, co prawdopodobnie było groźbą, ale nie byłam pewna, bo przez uderzenie głową w coś twardego na chwilę straciłam panowanie nad zmysłami. Moja podświadomość wtedy mruknęła coś z niesmakiem, po czym powiedziała: A radź sobie sama, ja potrzebuję wakacji. I zniknęła. Poczułam się samotna. Tak bardzo samotna, że nawet nie poczułam jak chłopak zarzucił mnie sobie na ramię i zaczął iść i którąś stronę. Nie miałam pojęcia w którą, bo wszystko wglądało tak samo. Drzewa, krzaki, drzewa i pojedyncze kwiaty chowające się pod wysoką trawą, które nigdy nie mają ujrzeć światła dziennego przez szczelną zaporę z gałęzi i liści. Czułam się tak samotna jak one. On miał rację, nikt nie przybędzie mi na ratunek. Nie mam przyjaciół, ani rodziców. W każdym razie nie takich, którzy by szukali mnie dniami i nocami zastanawiając się co zrobili, że musiałam ukryć się w starym opuszczonym domu. Ci nawet by nie zauważyli, że mnie nie ma w domu. Zorientowali by się pewnie dopiero po liście ze szkoły, że opuściłam lekcje przez parę miesięcy. Nie wcześniej… Nie mam też rycerza, który by przyjechał na białym koniu i wyrwał mnie ze szponów obskurnego brutala, który nie wiadomo co chce ze mną zrobić. Nikt mi nie pomoże.
Nikt, na kim mogłabym polegać.
Wtedy nagle poczułam dziwne szarpnięcie i ból w lewym ramieniu. Leżałam na ziemi. Zrezygnowana spojrzałam w górę zastanawiając się jakie tortury wymyślił dla mnie chłopak, który nade mną stał. Już chciałam mu powiedzieć, żeby załatwił to szybko i dyskretnie, że pogodziłam się ze swoją przedwczesną śmiercią, ale on nagle upadł na kolana, a później na pierś, obok mnie. Zaskoczona krzyknęłam i odsunęłam się od niego. Patrzyłam na leżące ciało i nie mogłam oderwać wzroku, aż nagle spod niego zaczęła wypływać ciemna ciecz. Krew. Ogromna kałuża krwi. Zaczęłam się odsuwać od chłopaka, w którego plecach był zatopiony niewielki nóż. Poczułam przeszywający ból w nodze. Nie mogłam wstać z powodu wykręconej kostki. Przerażona rozejrzałam się dookoła i odwróciłam się na kolana. Zaczęłam się przesuwać na czworaka, co niewiele zmniejszyło dyskomfort. Jednak zacisnęłam zęby i zaczęłam uciekać w ten niekorzystny sposób.
-Zaczekaj! – usłyszałam za sobą mocny męski głos. Zesztywniałam. To był chłopak, którego znałam aż zbyt dobrze. – Nie… Nie uciekaj.
Nagle moja podświadomość powróciła na swoje miejsce i zaczęła mnie przekonywać: Nie idź, zawsze chciałaś go poznać, a teraz masz zaprzepaścić tą okazję? Ale co ja zrobię jeżeli to znowu będzie ten sen? Jak ja wytrzymam tą niemoc?
-Proszę. – wydawał się niemal zrezygnowany.
A ja byłam wykończona. Czułam, że już dłużej nie wytrzymam.
I zemdlałam.



Zapraszam do komentowania, to bardzo motywuje.


Przepraszam jeżeli ten rozdział jest napisany innym stylem niż poprzedni, ale jak widać to w historii bloga, pisałam to ponad pół roku po poprzednim.

5 komentarze:

  1. Nareszcie! Już myślałam, że się nie doczekam. xd Blog super, uzależnia ;3 a niebieskie włosy są cudowne ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej! Nie wiedziałam, że jeszcze ktoś to czyta :D Postaram się dodać następny rozdział jak najszybciej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie,że tak :-) dodaj czym prędzej, bardzo fajnie sie czyta :-)) buziaki
    Moze obs? zacznij i daj znac:

    http://nataliazarzycka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog! Ciekawie piszesz i to bardzo wciąga :)
    Na pewno będę wpadać częściej ;)

    W wolnej chwili zapraszam do siebie :)
    http://patkablogger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ten rozdział był jeszcze lepszy od ostatniego:) bardzo fajnie się to czyta

    OdpowiedzUsuń

Design by BlogSpotDesign | Ngetik Dot Com