Było ciemno. Cholernie ciemno, a ja nic nie mogłam
na to poradzić. Sięgnęłam do kieszeni w poszukiwaniu komórki, ale okazało się,
że nic w środku nie ma. Latarki na co dzień ze sobą nie noszę, więc nawet nie
chciałam sprawdzać. I co ja teraz mam zrobić? Po raz kolejny rozejrzałam się
dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek światła, przebłysku, mrugnięcia, albo
chociażby cienia tunelu. Nic nie znalazłam. Może ja już umarłam i wszystkie te
opowieści o korytarzu prowadzącym do nieprzeniknionego światła, gdzie jakieś
anioły wytkną mi wszystkie moje grzechy i wpuszczą przez ogromne posrebrzane
drzwi do domu Bożego były jedną wielką bujdą? A może ja z moimi wieloma
błędami, które popełniłam w życiu nie wpasowałam się w standardy nieba i Bóg
zniesmaczony moim zachowaniem wykopał mnie wprost do otchłani piekła? Chyba, że
to wszystko to jeden wielki żart i po prostu zagubiłam się gdzieś pomiędzy i do
końca mojego nędznego pobytu tutaj znowu będę się tułać bez celu. Jak zawsze.
Ta, której nikt nie chce i nawet szatan pozostawił ją na pastwę losu, bo
mogłaby stworzyć dla niego konkurencję. Po prostu nigdzie się nie nadaję, nawet
tutaj w tym okrutnie ciemnym miejscu.
Obróciłam się parę razy
wokół własnej osi. Najpierw powoli, później co raz szybciej aż czułam, że za
chwilę albo zacznę się unosić w powietrzu, albo upadnę tracąc równowagę. Zawsze
uwielbiałam to uczucie w brzuchu, kiedy to robiłam. Wtedy myślałam, że potrafię
stanąć na niewidzialne schody prowadzące wprost do nieba, gdzie czekałoby na
mnie ukojenie obolałego umysłu zszarganego już przez wielu ludzi i wiele
sytuacji. Właśnie wtedy czułam się, jakbym potrafiła zrobić wszystko, co tylko
bym chciała, niczym superman z kreskówek, czy komiksów. To było tak cholernie
miłe uczucie. A potem nagle upadałam i cały mur, który pieczołowicie ustawiałam
wokół siebie, żeby znowu nie być zranioną przez najazdy okrutnych ludzi runął
niczym zamek z kard. To niesamowite, że w jednym momencie czuję jak rozpiera
mnie radość i poczucie własnej wartości oraz mocy, którą w sobie mam, a w
drugim nagle leżę na ziemi wypruta z tych wszystkich pozytywnych emocji i
zastanawiam się jak to było myśleć, że da się przenieść góry, które ciągle
stały na mojej drodze.
Nieprawdopodobne.
Nagle moja stopa
natrafiła na coś, co z głośnym szurnięciem przesunęło się parę metrów dalej.
Zatrzymałam się sięgając pod nogi, żeby złapać przedmiot. Ta rzecz jakby sama
wsunęła się w moją rękę. Była zimna i śliska i była… latarką! Na mojej twarzy
zakwitł niewielki uśmiech samozadowolenia. Odgarnęłam włosy, które ciągle
opadały mi na oczy i nacisnęłam niewielki guzik znajdujący się na latarce.
Usłyszałam ciche kliknięcie i po chwili przede mną ukazał się niewielki snop
światła sunący prosto, aż zatrzymał się na szarej ścianie w niewielkie ciemne
kropki, albo plamki. Dziwne, jeszcze nie widziałam tak dziwnej tapety… Poza tym
po co ja w ogóle się tutaj znalazłam? Chciałam wykrzyczeć swoje pytanie tak,
żeby wszyscy to usłyszeli, ale coś mi podpowiadało, żeby zostać cicho. W moich
uszach rozległo się ciche dzwonienie, które z każdą chwilą się nasilało. Na
początku myślałam, że to po prostu ten dziwny dźwięk, o którym się mówi wtedy,
kiedy jest nieprzyzwoicie cicho, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że brzmi on
raczej jak dzwonek od roweru. Sama kiedyś uwielbiałam używać takiego, o
podobnym brzmieniu. Wsłuchałam się w
dźwięk zastanawiając się skąd tak właściwie on dobiega, ale wydawało się, jakby
wszędzie stały jednakowe rowery o jednakowych dzwonkach i wydawały ten dźwięk w
tym samym czasie, tak bardzo ze sobą zgrane, że zlewały się w jedną równą
melodię.
Obracałam się dookoła,
ale tym razem bardzo powoli przesuwając rozświetlone koło rzucane przez
latarkę, którą trzymałam w dłoni równomiernie w lewą stronę tak, żeby nic nie
umknęło mojej uwadze. Wszędzie, na każdej z czterech ścian, które mnie otaczały
widniały niewielkie ciemne plamy poukładane w nieartystycznym nieładzie. Mogło
się wydawać, że wskazywały jakieś miejsce. Prowadziłam więc latarkę z lekkim
przerażeniem, ale również niesamowitym zaciekawieniem. Wreszcie się zatrzymałam
i zamarłam z wrażenia. Usłyszałam odległy krzyk, który powrócił do mnie
spotęgowany siłą echa. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to właśnie ja go
wydałam. Nie dziwiłam się sobie, bo widok jaki miałam przed oczami przyćmiewał
wszelkie wyobrażenia w moich nawet najstraszliwszych koszmarach. Czułam jak
moja ręka wędruje do ust starając się je zamknąć, żeby nie wydał się z nich
żaden dźwięk. Z drugiej dłoni wypadła mi latarka, która z przeraźliwym
trzaskiem upadła na ziemię, przeturlała się kawałek i zatrzymała się rzucając
nikłą poświatę na osobę przede mną pod najgorszym możliwym kątem. Zatrzasnęłam
powieki, żeby już nie patrzeć na ten przeraźliwy widok, ale wtedy było jeszcze
gorzej, bo obraz powracał. Po moich policzkach poleciały dokładnie dwie łzy, a
ja upadłam na ziemię zdzierając sobie przy okazji kolana. Jeszcze raz
spojrzałam przed siebie. Ujrzałam zamazany obraz czarnowłosego chłopaka
wiszącego na ścianie za dziwne przyduże gwoździe o ostrych krawędziach. Miał
umięśnioną sylwetkę umazaną czerwoną mazią, co było widoczne przez to, że nie
miał na sobie koszulki. Ciemne plamy odznaczały się na jasnej skórze o
nienaturalnie bladym odcieniu. Twarz w większości była zakryta przez czarne włosy
opadające na oczy i nos. Widziałam jednak posiniaczoną szczękę o ostrych rysach
i długą napuchniętą szyję. Klatka piersiowa minimalnie się unosiła, co
oznaczało, że jeszcze oddycha. Nie miałam pojęcia jak długo tu wisiał
przyczepiony do ściany za dłonie i stopy, ani czy możliwe było, żeby jeszcze
żył, ale poczułam ulgę widząc te niepozorne ruchy. Wtedy zorientowałam się, że
klęczę na czymś mokrym. Spanikowana spojrzałam w dół na swoje ręce. Złapałam
latarkę i zaświeciłam nią pod swoje nogi. Widok ogromnej kałuży krwi okazał się
dużo gorszy. Odskoczyłam do tyłu, przez co poślizgnęłam się na osoczu i runęłam
z powrotem na ziemię, która okazała się wysoką trawiastą łąką. Przeturlałam się
na plecy i podparłam ciało na łokciach. Nadal było okrutnie ciemno, a
przenikliwy dźwięk dzwonka od roweru się nasilał. Nie miałam pojęcia skąd mogę
spodziewać się jakiejkolwiek reakcji. Drżącą ręką przytrzymałam latarkę i ją
zapaliłam. Ona jak na złość jedynie mrugnęła i natychmiast zgasła. Parę razy spróbowałam
ją włączyć, ale prawdopodobnie rozładowała się bateria. Jęknęłam rozczarowana i
zaczęłam wściekle uderzać urządzeniem o podłoże, aż znów pojawiło się ciepłe
światło. Skierowałam je w górę prosto na postać nieznajomego mężczyzny, który w
dłoniach trzymał niewielki rowerowy dzwonek. Jego twarz wyrażała zafascynowanie
i dziwną, przerażającą radość, przez którą jego usta były rozciągnięte w
szerokim uśmiechu. W jego metalicznie szarych oczach nie było ani krzty
zdziwienia, współczucia, albo strachu. Żadnych negatywnych emocji.
Czułam, że szykuje się
coś niedobrego, ale nie reagowałam. Nie potrafiłam otworzyć ust, a co dopiero
cokolwiek powiedzieć. Nie wiedziałam jak miałam się zachować, kiedy mężczyzna
zaczął powoli zbliżać się w moją stronę. Poruszał się niemożliwie
bezszelestnie. Gdyby nie poświata z latarki leżącej na ziemi, to nie miałabym
pojęcia, że ktoś w ogóle obok mnie był.
Odwróciłam się, kiedy
nieznajomy przeszedł obok mnie i zatrzymał się przy chłopaku nadal wiszącym na
ścianie. Widziałam jak już z ledwością oddycha. Podniósł głowę do góry i
potrząsnął głową, żeby odgarnąć kruczo czarne włosy z twarzy. Otworzył swoje
niezwykle ciemne oczy i jakby roześmianym wzrokiem zmierzył postać stojącą przed
nim. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie w górę. Widziałam jak mężczyzna
zmieszany przestępuje z nogi na nogę.
-I co mi niby zrobisz? –
odezwał się chłopak z przepełnionym nienawiścią głosem kręcąc przy tym lekko
głową – Będziesz patrzeć jak konam w męczarniach? Tutaj, na tych cholernych gwoździach?
– odczekał chwilę na odpowiedź, która nie padła – Myślisz, że
teraz będę błagać cię o wybaczenie i uniewinnienie? Chyba śnisz! – krzyknął wychylając
się odrobinę, po czym z grymasem bólu na twarzy powrócił do poprzedniej
pozycji. W tym samym czasie nieznajomy cofnął się odrobinę. – Nie potrafisz
niczego porządnie załatwić. – warknął, po czym splunął na buty mężczyzny. –
Jesteś pieprzonym tchórzem! – wykrzyczał.
To co się stało po tym
było zbyt szybkie, żeby można było dokładnie zapamiętać wszystkie ruchy.
Nieznajomy wyjął z kieszeni nóż, który wbił w brzuch chłopaka, po czym szepnął
do niego coś, czego do końca nie usłyszałam, ale zabrzmiało jak:
-Nigdy więcej mi nie
pyskuj, dzieciaku.
Wtedy ciemnowłosy otworzył
usta ze zdziwienia i wypowiedział niemą groźbę, po czym spojrzał na coś za
mężczyzną. Patrzył prosto na mnie. W jego oczach widziałam ból i wiele innych
emocji, które na pewno nie były pozytywne. Z upływem strumienia krwi tracił
siły. Jego sine wargi poruszyły się układając nieme słowa. Na początku nie miałam
pojęcia o co chodzi i dlaczego się nie odzywa. Dopiero po chwili zorientowałam
się, że zagłuszam go swoim krzykiem. Zamknęłam usta starając się uspokoić.
Dopiero wtedy usłyszałam jedno słowo wypowiadane przez chłopaka – Uciekaj.
Odwróciłam się na
pięcie i zaczęłam biec. Słyszałam za sobą szybki oddech mężczyzny, który zaczął
mnie gonić. Czułam jak moje nogi robią się co raz cięższe i że za chwilę się
przewrócę. Starałam się jednak uważać pod nogi i uciekać dalej. Zwolniłam dopiero
wtedy, kiedy ucichły kroki nieznajomego. Obejrzałam się za siebie, gdzie
ujrzałam rozwścieczoną twarz mężczyzny będącego parę metrów za mną. Ruszyłam
przed siebie dwa razy szybciej, co poskutkowało nagłą utratą kontroli nad
organizmem i usunięciem się podłoża spod nóg. Zmęczona upadłam na ziemię.
Przeczołgałam się jeszcze kawałek, po czym zaczęłam spadać w nieokreślonym
kierunku. Obudziłam się dopiero upadając z okropnym bólem na zabłoconą drogę. Zaklęłam
cicho pod nosem i podniosłam się na rękach. Zmrużyłam powieki zaskoczona nagłym
światłem. Przysłoniłam oczy dłonią. Po chwili usłyszałam donośny męski głos:
-Chodźcie wszyscy!
Znalazła się!
__________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wyszedł okay i wam się podoba :)
Proszę, dzielcie się ze mną swoją opinią w komentarzach. Fajnie by było, gdybyście również napisali co według was może zdarzyć się dalej. Chętnie się wami zainspiruję ;)
__________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wyszedł okay i wam się podoba :)
Proszę, dzielcie się ze mną swoją opinią w komentarzach. Fajnie by było, gdybyście również napisali co według was może zdarzyć się dalej. Chętnie się wami zainspiruję ;)
Fantastycznie ❤ bardzo podoba mi się ta tajemniczość i nie mogę się doczekać wyjaśnienia. ^^
OdpowiedzUsuńNiesamowite opowiadanie! Coś czuję, że będę tu zaglądać codziennie :) Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, a opowiadanie trzyma w napięciu i powoduje lekkie dresczyki. Cudowne, cudowne i jeszcze raz cudowne! Pisz dalej, bo masz talent!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jej :D Po takim komentarzu ręce same rwą się do klawiatury, dziękuję :)
UsuńŚwietne!! kiedy następna część?
OdpowiedzUsuńMyślę, że wtedy, kiedy napiszę... No a kiedy to nastąpi, tego nie wiem xD
UsuńA przy okazji zapraszam na drugiego bloga z moją historią życia - http://typowo-nietypowy-lajfstajl.blogspot.com/
Od długiego czasu nie widziałam tak dobrze naisanego opowiadania.Przywracasz mi nadzieję :D. Baaaaaaaardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJak chcesz wpadaj do mnie;
- http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com/
Dziękuję, a na bloga wpadnę z wielką chęcią :D
Usuń