czwartek, 26 lutego 2015

Chapter 3

            Było ciemno. Cholernie ciemno, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Sięgnęłam do kieszeni w poszukiwaniu komórki, ale okazało się, że nic w środku nie ma. Latarki na co dzień ze sobą nie noszę, więc nawet nie chciałam sprawdzać. I co ja teraz mam zrobić? Po raz kolejny rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegokolwiek światła, przebłysku, mrugnięcia, albo chociażby cienia tunelu. Nic nie znalazłam. Może ja już umarłam i wszystkie te opowieści o korytarzu prowadzącym do nieprzeniknionego światła, gdzie jakieś anioły wytkną mi wszystkie moje grzechy i wpuszczą przez ogromne posrebrzane drzwi do domu Bożego były jedną wielką bujdą? A może ja z moimi wieloma błędami, które popełniłam w życiu nie wpasowałam się w standardy nieba i Bóg zniesmaczony moim zachowaniem wykopał mnie wprost do otchłani piekła? Chyba, że to wszystko to jeden wielki żart i po prostu zagubiłam się gdzieś pomiędzy i do końca mojego nędznego pobytu tutaj znowu będę się tułać bez celu. Jak zawsze. Ta, której nikt nie chce i nawet szatan pozostawił ją na pastwę losu, bo mogłaby stworzyć dla niego konkurencję. Po prostu nigdzie się nie nadaję, nawet tutaj w tym okrutnie ciemnym miejscu.
Obróciłam się parę razy wokół własnej osi. Najpierw powoli, później co raz szybciej aż czułam, że za chwilę albo zacznę się unosić w powietrzu, albo upadnę tracąc równowagę. Zawsze uwielbiałam to uczucie w brzuchu, kiedy to robiłam. Wtedy myślałam, że potrafię stanąć na niewidzialne schody prowadzące wprost do nieba, gdzie czekałoby na mnie ukojenie obolałego umysłu zszarganego już przez wielu ludzi i wiele sytuacji. Właśnie wtedy czułam się, jakbym potrafiła zrobić wszystko, co tylko bym chciała, niczym superman z kreskówek, czy komiksów. To było tak cholernie miłe uczucie. A potem nagle upadałam i cały mur, który pieczołowicie ustawiałam wokół siebie, żeby znowu nie być zranioną przez najazdy okrutnych ludzi runął niczym zamek z kard. To niesamowite, że w jednym momencie czuję jak rozpiera mnie radość i poczucie własnej wartości oraz mocy, którą w sobie mam, a w drugim nagle leżę na ziemi wypruta z tych wszystkich pozytywnych emocji i zastanawiam się jak to było myśleć, że da się przenieść góry, które ciągle stały na mojej drodze.
Nieprawdopodobne.
Nagle moja stopa natrafiła na coś, co z głośnym szurnięciem przesunęło się parę metrów dalej. Zatrzymałam się sięgając pod nogi, żeby złapać przedmiot. Ta rzecz jakby sama wsunęła się w moją rękę. Była zimna i śliska i była… latarką! Na mojej twarzy zakwitł niewielki uśmiech samozadowolenia. Odgarnęłam włosy, które ciągle opadały mi na oczy i nacisnęłam niewielki guzik znajdujący się na latarce. Usłyszałam ciche kliknięcie i po chwili przede mną ukazał się niewielki snop światła sunący prosto, aż zatrzymał się na szarej ścianie w niewielkie ciemne kropki, albo plamki. Dziwne, jeszcze nie widziałam tak dziwnej tapety… Poza tym po co ja w ogóle się tutaj znalazłam? Chciałam wykrzyczeć swoje pytanie tak, żeby wszyscy to usłyszeli, ale coś mi podpowiadało, żeby zostać cicho. W moich uszach rozległo się ciche dzwonienie, które z każdą chwilą się nasilało. Na początku myślałam, że to po prostu ten dziwny dźwięk, o którym się mówi wtedy, kiedy jest nieprzyzwoicie cicho, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że brzmi on raczej jak dzwonek od roweru. Sama kiedyś uwielbiałam używać takiego, o podobnym brzmieniu. Wsłuchałam się  w dźwięk zastanawiając się skąd tak właściwie on dobiega, ale wydawało się, jakby wszędzie stały jednakowe rowery o jednakowych dzwonkach i wydawały ten dźwięk w tym samym czasie, tak bardzo ze sobą zgrane, że zlewały się w jedną równą melodię.
Obracałam się dookoła, ale tym razem bardzo powoli przesuwając rozświetlone koło rzucane przez latarkę, którą trzymałam w dłoni równomiernie w lewą stronę tak, żeby nic nie umknęło mojej uwadze. Wszędzie, na każdej z czterech ścian, które mnie otaczały widniały niewielkie ciemne plamy poukładane w nieartystycznym nieładzie. Mogło się wydawać, że wskazywały jakieś miejsce. Prowadziłam więc latarkę z lekkim przerażeniem, ale również niesamowitym zaciekawieniem. Wreszcie się zatrzymałam i zamarłam z wrażenia. Usłyszałam odległy krzyk, który powrócił do mnie spotęgowany siłą echa. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to właśnie ja go wydałam. Nie dziwiłam się sobie, bo widok jaki miałam przed oczami przyćmiewał wszelkie wyobrażenia w moich nawet najstraszliwszych koszmarach. Czułam jak moja ręka wędruje do ust starając się je zamknąć, żeby nie wydał się z nich żaden dźwięk. Z drugiej dłoni wypadła mi latarka, która z przeraźliwym trzaskiem upadła na ziemię, przeturlała się kawałek i zatrzymała się rzucając nikłą poświatę na osobę przede mną pod najgorszym możliwym kątem. Zatrzasnęłam powieki, żeby już nie patrzeć na ten przeraźliwy widok, ale wtedy było jeszcze gorzej, bo obraz powracał. Po moich policzkach poleciały dokładnie dwie łzy, a ja upadłam na ziemię zdzierając sobie przy okazji kolana. Jeszcze raz spojrzałam przed siebie. Ujrzałam zamazany obraz czarnowłosego chłopaka wiszącego na ścianie za dziwne przyduże gwoździe o ostrych krawędziach. Miał umięśnioną sylwetkę umazaną czerwoną mazią, co było widoczne przez to, że nie miał na sobie koszulki. Ciemne plamy odznaczały się na jasnej skórze o nienaturalnie bladym odcieniu. Twarz w większości była zakryta przez czarne włosy opadające na oczy i nos. Widziałam jednak posiniaczoną szczękę o ostrych rysach i długą napuchniętą szyję. Klatka piersiowa minimalnie się unosiła, co oznaczało, że jeszcze oddycha. Nie miałam pojęcia jak długo tu wisiał przyczepiony do ściany za dłonie i stopy, ani czy możliwe było, żeby jeszcze żył, ale poczułam ulgę widząc te niepozorne ruchy. Wtedy zorientowałam się, że klęczę na czymś mokrym. Spanikowana spojrzałam w dół na swoje ręce. Złapałam latarkę i zaświeciłam nią pod swoje nogi. Widok ogromnej kałuży krwi okazał się dużo gorszy. Odskoczyłam do tyłu, przez co poślizgnęłam się na osoczu i runęłam z powrotem na ziemię, która okazała się wysoką trawiastą łąką. Przeturlałam się na plecy i podparłam ciało na łokciach. Nadal było okrutnie ciemno, a przenikliwy dźwięk dzwonka od roweru się nasilał. Nie miałam pojęcia skąd mogę spodziewać się jakiejkolwiek reakcji. Drżącą ręką przytrzymałam latarkę i ją zapaliłam. Ona jak na złość jedynie mrugnęła i natychmiast zgasła. Parę razy spróbowałam ją włączyć, ale prawdopodobnie rozładowała się bateria. Jęknęłam rozczarowana i zaczęłam wściekle uderzać urządzeniem o podłoże, aż znów pojawiło się ciepłe światło. Skierowałam je w górę prosto na postać nieznajomego mężczyzny, który w dłoniach trzymał niewielki rowerowy dzwonek. Jego twarz wyrażała zafascynowanie i dziwną, przerażającą radość, przez którą jego usta były rozciągnięte w szerokim uśmiechu. W jego metalicznie szarych oczach nie było ani krzty zdziwienia, współczucia, albo strachu. Żadnych negatywnych emocji.
Czułam, że szykuje się coś niedobrego, ale nie reagowałam. Nie potrafiłam otworzyć ust, a co dopiero cokolwiek powiedzieć. Nie wiedziałam jak miałam się zachować, kiedy mężczyzna zaczął powoli zbliżać się w moją stronę. Poruszał się niemożliwie bezszelestnie. Gdyby nie poświata z latarki leżącej na ziemi, to nie miałabym pojęcia, że ktoś w ogóle obok mnie był.
Odwróciłam się, kiedy nieznajomy przeszedł obok mnie i zatrzymał się przy chłopaku nadal wiszącym na ścianie. Widziałam jak już z ledwością oddycha. Podniósł głowę do góry i potrząsnął głową, żeby odgarnąć kruczo czarne włosy z twarzy. Otworzył swoje niezwykle ciemne oczy i jakby roześmianym wzrokiem zmierzył postać stojącą przed nim. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie w górę. Widziałam jak mężczyzna zmieszany przestępuje z nogi na nogę.
-I co mi niby zrobisz? – odezwał się chłopak z przepełnionym nienawiścią głosem kręcąc przy tym lekko głową – Będziesz patrzeć jak konam w męczarniach? Tutaj, na tych cholernych gwoździach? – odczekał chwilę na odpowiedź, która nie padła – Myślisz, że teraz będę błagać cię o wybaczenie i uniewinnienie? Chyba śnisz! – krzyknął wychylając się odrobinę, po czym z grymasem bólu na twarzy powrócił do poprzedniej pozycji. W tym samym czasie nieznajomy cofnął się odrobinę. – Nie potrafisz niczego porządnie załatwić. – warknął, po czym splunął na buty mężczyzny. – Jesteś pieprzonym tchórzem! – wykrzyczał.
To co się stało po tym było zbyt szybkie, żeby można było dokładnie zapamiętać wszystkie ruchy. Nieznajomy wyjął z kieszeni nóż, który wbił w brzuch chłopaka, po czym szepnął do niego coś, czego do końca nie usłyszałam, ale zabrzmiało jak:
-Nigdy więcej mi nie pyskuj, dzieciaku.
Wtedy ciemnowłosy otworzył usta ze zdziwienia i wypowiedział niemą groźbę, po czym spojrzał na coś za mężczyzną. Patrzył prosto na mnie. W jego oczach widziałam ból i wiele innych emocji, które na pewno nie były pozytywne. Z upływem strumienia krwi tracił siły. Jego sine wargi poruszyły się układając nieme słowa. Na początku nie miałam pojęcia o co chodzi i dlaczego się nie odzywa. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zagłuszam go swoim krzykiem. Zamknęłam usta starając się uspokoić. Dopiero wtedy usłyszałam jedno słowo wypowiadane przez chłopaka – Uciekaj.
Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Słyszałam za sobą szybki oddech mężczyzny, który zaczął mnie gonić. Czułam jak moje nogi robią się co raz cięższe i że za chwilę się przewrócę. Starałam się jednak uważać pod nogi i uciekać dalej. Zwolniłam dopiero wtedy, kiedy ucichły kroki nieznajomego. Obejrzałam się za siebie, gdzie ujrzałam rozwścieczoną twarz mężczyzny będącego parę metrów za mną. Ruszyłam przed siebie dwa razy szybciej, co poskutkowało nagłą utratą kontroli nad organizmem i usunięciem się podłoża spod nóg. Zmęczona upadłam na ziemię. Przeczołgałam się jeszcze kawałek, po czym zaczęłam spadać w nieokreślonym kierunku. Obudziłam się dopiero upadając z okropnym bólem na zabłoconą drogę. Zaklęłam cicho pod nosem i podniosłam się na rękach. Zmrużyłam powieki zaskoczona nagłym światłem. Przysłoniłam oczy dłonią. Po chwili usłyszałam donośny męski głos:
-Chodźcie wszyscy! Znalazła się!



__________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział wyszedł okay i wam się podoba :)
Proszę, dzielcie się ze mną swoją opinią w komentarzach. Fajnie by było, gdybyście również napisali co według was może zdarzyć się dalej. Chętnie się wami zainspiruję ;)

7 komentarze:

  1. Fantastycznie ❤ bardzo podoba mi się ta tajemniczość i nie mogę się doczekać wyjaśnienia. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite opowiadanie! Coś czuję, że będę tu zaglądać codziennie :) Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, a opowiadanie trzyma w napięciu i powoduje lekkie dresczyki. Cudowne, cudowne i jeszcze raz cudowne! Pisz dalej, bo masz talent!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej :D Po takim komentarzu ręce same rwą się do klawiatury, dziękuję :)

      Usuń
  3. Świetne!! kiedy następna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wtedy, kiedy napiszę... No a kiedy to nastąpi, tego nie wiem xD
      A przy okazji zapraszam na drugiego bloga z moją historią życia - http://typowo-nietypowy-lajfstajl.blogspot.com/

      Usuń
  4. Od długiego czasu nie widziałam tak dobrze naisanego opowiadania.Przywracasz mi nadzieję :D. Baaaaaaaardzo mi się podoba.

    Jak chcesz wpadaj do mnie;
    - http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, a na bloga wpadnę z wielką chęcią :D

      Usuń

Design by BlogSpotDesign | Ngetik Dot Com