niedziela, 20 kwietnia 2014

Chapter 1

Czułam chłód bijący od lodowatej, kamiennej podłogi. Jednak się nie zatrzymywałam. Wiedziałam, że dotrę do swojego celu. Widziałam go. Stał już tak niedaleko. Jeszcze parę metrów. Dam radę. Nie zatrzymam się. Prawa noga, lewa noga. Jeszcze raz w ten sam sposób. Chciałam wyciągnąć rękę i złapać się jego ciemnej koszuli. Jednak było jeszcze za daleko. Opadałam z sił, ale wystarczyło jedno spojrzenie ciemnych oczu, żebym ponownie pogrążyła się w wędrówce. Dlaczego był tak daleko? Czemu nie podszedł jeszcze do mnie? Powinien mi jakoś pomóc. On jednak tylko stał i spoglądał na mnie spod przymrożonych powiek. Penetrował wzrokiem każdy minimetr mojego niezwykle obolałego ciała. Widział jak niezdarnie kuśtykam w jego stronę. Wiedział, że potrzebuję jakiegokolwiek wsparcia. Jednak się nie ruszył. Chciałam krzyknąć. Wydrzeć się na niego i wygarnąć niekulturalną postawę, ale nie mogłam. W moim gardle zrobiło się niezwykle sucho. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zatrzymałam się z dłonią wyciągniętą w stronę twarzy nieznajomego. Ciemnowłosy chłopak otrząsnął się, jakby dopiero teraz zorientował się, że stoję tuż przed nim. Co się tak gapisz pacanie? Chciałam się odezwać, ale nic nie zrobiłam. Moje ciało zastygło w jednej pozycji. Nie mogłam się ruszyć. Jego oczy nagle się rozszerzyły jakby z zaskoczenia. Rozejrzał się sprawdzając najwidoczniej, czy nikogo nie ma na obszarze wokół nas. Nie zauważył żadnej osoby. Ponownie spojrzał na mnie. Miałam okazję, żeby po raz pierwszy przypatrzeć się jego nieuchwytnej twarzy. Miał czarne jak smoła oczy, od których nie potrafiłam oderwać wzroku. Otoczone one były długimi ciemnymi rzęsami, jakich pozazdrościłaby mu niejedna kobieta, a także mężczyzna. Poniżej były pełne usta. Całość otaczały włosy tej samej barwy co oczy. Były one idealnie przystrzyżone i żaden kosmyk nie odstawał niesfornie od reszty. Po prostu ideał. Byłabym pewnie zachwycona naszym spotkaniem, gdyby nie to, że się bałam, a mój strach narastał z każdą sekundą ciągnącą się w nieskończoność.

Usta chłopaka poruszyły się. Na początku prawie niezauważalnie, ale potem widziałam jak coś mówi. Po chwili zorientowałam się, że słowa są kierowane w moją stronę. Ton nieznajomego zmienił się w krzyk. Chciałam wiedzieć o co mu chodzi, ale nic nie słyszałam. W moich uszach szumiało od wypełniającej je ciszy. Postanowiłam wtedy wyczytać coś z ruchu jego warg. Nie miało być to jednak takie łatwe jak się spodziewałam. Ciemnooki zaczął się oddalać. Nie! Czekaj! Miałam już wrzasnąć, ale zorientowałam się, że to ja jadę w otchłań ciemności tuż za mną. Chciałam się wyrwać z czarnej dziury wciągającej mnie jak wir wodny, który powstaje gdy spuszcza się wodę z wanny. Powoli powracało czucie oraz władza w rękach i nogach. Młóciłam na oślep rękoma jakbym chciała dopłynąć do wizji zimnego pomieszczenia i ciemnowłosego chłopaka. Wokół jednak pozostawała tylko i wyłącznie nieprzenikniona ciemność, z której nie potrafiłam się wydostać. Nie rób tego nigdy więcej. Usłyszałam nieznajomy głos z tyłu głowy. Odwróciłam się gwałtownie, ale nikogo tam nie było. Dałabym sobie rękę uciąć, że był to szept chłopaka z tamtej sali. Nie było mi dane jednak długo się nad tym zastanawiać, bo porwał mnie prąd ciemności powrotem do realnego świata, który ciągle na mnie czekał. Miłe upojenie powoli mijało, a pozostawał nieprzyjemny ból głowy, który tak dobrze znałam. Przed oczami migały mi czarne mroczki, które ustępowały pojawiającemu się krajobrazowi. Ciemne niebo naznaczone niewielkimi błyszczącymi gwiazdami, a gdzieś w oddali lśnił księżyc prawie w pełni. Wpatrywałam się w nie przez chwilę, aż usłyszałam cichy chichot po mojej prawej stronie. Melanie, kompletnie o niej zapomniałam!
- Mel, jak się czujesz? – zapytałam odwracając głowę w jej stronę, ale natychmiast powróciłam do dawnej pozycji. – Mel, kto to jest? – wskazałam palcem na chłopaka siedzącego na niej okrakiem.
Dziewczyna mruknęła do niego coś w stylu „Odsuń się” i ponownie wybuchła cichym śmiechem. Znów na nią spojrzałam z wyczekującym wyrazem twarzy oczekując wyjaśnień. Taki paradoks, przyszłam z nią, a raczej zaciągnęłam na szluga, a teraz wymagam wyjaśnień, chociaż wiem, że ona tylko się bawi i do tego sama się puszczam mimo to, że nie przyjmuję tego do świadomości. Niestety kochana, ta zabawa może się bardzo źle  zakończyć. Ile to już było takich przypadków, że siedemnastolatka „przypadkiem” jest w ciąży. Wolałam jednak jej tego oszczędzić.
-To John. – powiedziała głośno patrząc prosto na mnie.
Widziałam jak jej rozszerzone źrenice wpatrują się we mnie jakby niewidzącym wzrokiem. Westchnęłam cicho w duchu.
-Tylko nie rób nic głupiego okay?
Pokiwała niemrawo głową, po czym odwróciła się na drugą stronę do Johna. Nie miałam zamiaru patrzeć na to ich migdalenie się do siebie. Wolałam odejść kawałek dalej odczekać w samotności aż środki odurzające przestaną działać. Czułam, że i tak długo już nie będzie trwał ten błogi stan szczęścia. Wtedy nastąpi ten okrutny powrót do szarej rzeczywistości. Teraz czułam, że żyję tak prawdziwie. Nie chciałam być ostrożna, ale to mnie przewyższało. Nie miałam zamiaru być grzeczna i mam nadzieję, że jak na razie mi się to udawało. Nie zamierzałam być tą, która zawsze wie, co należy zrobić, żeby nic nikomu się nie stało. Wolałam żyć chwilą i nie przejmować się, co stanie się później.
Usiadłam na krawędzi pomostu tak, że nogi swobodnie zwisały w stronę strumienia tuż pode mną, a rękoma trzymałam się metalowej barierki z odchodzącą już farbą i zardzewiałymi fragmentami. Wiatr rozwiewał moje niebieskie włosy. Miałam takie jako jedyna w tym niewielkim miasteczku. Waterville. Cudowna mieścina w stanie Maine o różnobarwnych budynkach, czystych chodnikach i zielonych polach obsianych soczystą trawą. Niestety nawet taki raj na ziemi miał swoje gorsze strony. Nieodnowiona część miasteczka pozostała szara i ciemna, wręcz odgrodzona od reszty. Mogłam tam ukryć się przed niechcianym wzrokiem plotkujących mieszkańców. Tutaj nowe wiadomości rozchodziły się w zabójczym tempie. Nie sprzyjało to branży moich rodziców, którzy byłi szanowanymi adwokatami. Nie mogli pozwolić sobie na pogłoski o niegrzecznej córeczce, która pije, ćpa i nie wiadomo co jeszcze. Dlatego żyłam samotnie. Całe dnie przesiadywałam poza domem i wracałam na noc. Czasem udawało mi się zostać dłużej w klubie i uniknąć jakiejkolwiek kary, ponieważ domownicy musieli na jakiś czas wyjechać. Według mnie byłoby im bardziej na rękę, gdybym kompletnie usunęła się z ich środowiska. Nie potrzebowali mnie, tej która przysparza tylko ciągłych kłopotów ,tej która nie zważa na nic dookoła i myśli tylko o sobie, tej która przefarbowała sobie włosy na niebiesko turkusowy kolor tylko dlatego, bo myślała, że będzie wtedy lepiej zauważalna. Owszem, wszyscy mnie znali. Niestety, a może i stety jako rozwydrzonego bachora, który myśli, że jest pępkiem świata i nie warto brać ze mnie żadnego przykładu. Dorośli karcą swoje dzieci jeżeli będą miały ze mną jakikolwiek kontakt. Udało się zostać ze mną jedynie Melanie. Ona nie mówiła na początku rodzicom nic o naszej znajomości, a później nawet przyjaźni. Oni jednak zorientowali się jakoś w sytuacji i zakazywali jej tego na różne sposoby, mimo to żaden z nich nie podziałał. Chyba nawet się cieszę z tego powodu. Nie jestem przynajmniej aż taka samotna. Chociaż sama nie wiem czy można nazwać moje życie samotnym. Mam wielu znajomych, co z tego, że są starsi i to niektórzy o dość dużo. Ważne, że myślą tak jak ja. Spotykałam się z nimi raczej w godzinach wieczornych, zazwyczaj w zapuszczonych klubach, gdzie każdy miał przy sobie broń. Czasem szliśmy do któregoś z wielu dealerów i kupowaliśmy sobie działkę. Później raczej wędrowaliśmy na jakąś polanę daleko od miasta, albo do lasu nieopodal. Monotonia ciągnęła się aż do rozpoczęcia działania Amfetaminy. Wtedy dopiero czułam, że jestem w pełni sił. Świat nabierał koloru, a wypowiedzi niespodziewanego humoru. Często pojawiały się miłe halucynacje. Wszędzie wokół było słychać chichot pojedynczych osób. Czasem ktoś zemdlał lub zasnął na dłużej. Nie było dla nas wtedy lepszej zabawy. Niestety działało to tylko dwie do trzech godzin. Czas leciał wtedy szybko, co było mocno odczuwalne. Po tym ponownie powracało się do okrutnej rzeczywistości, która nie ma nic do zaoferowania.
Twoje życie jest do bani. – usłyszałam cichy głosik w głowie będący zapewne moją jakże pomocną podświadomością – Może warto by je zakończyć? – zapytała. Musiałam przyznać, że była to kusząca propozycja – Niżej jest strumień, może się uda. – zachęcała.
Wstałam powoli. Spojrzałam jeszcze raz na rwącą rzeczkę będącą parę metrów pode mną, potem na ledwo trzymającą się barierkę, a na końcu na moje ciężkie czarne glany. Nie uda mi się wskoczyć w nich na barierkę nie uszkadzając jej przy okazji, ani tym bardziej przeskoczyć ją i na końcu się nie poślizgnąć. Poza tym były to drogie buty i nie warto byłoby ich niszczyć. Mimo błota zbierającego się na nich nadal były sprawne. Rozwiązałam sznurówkę najpierw jednego buta, potem drugiego i powoli je zdjęłam. Odłożyłam je kawałek dalej i powróciłam w to samo miejsce w samych skarpetkach drżąc z zimna odczuwalnego przez cienki materiał. Trzeba było ubrać jakieś trampki. Skomentowała to moja podświadomość.
-Zamknij się. – mruknęłam sama do siebie. Do czego to już doszło, żebym gadała do swojego porąbanego umysłu.


Stanęłam przez krótką chwilę przed barierką. Sprawdziłam ją jeszcze raz, po czym przełożyłam nad nią nogę, potem drugą i już stałam na krawędzi pomostu. Jeden krok dzielił mnie od bolesnego upadku. Może jednak jestem jeszcze odurzona narkotykami i zmniejszy to trochę siłę uderzenia, albo chociaż uśmierzy ból mu towarzyszący.
Śmiało.
Zrobię to. Uda mi się, a potem będzie już tylko szybka wędrówka w stronę światła. Nie wiem jeszcze, co nastąpi dalej. Mam tylko nadzieję, że nie będzie gorzej niż dotychczas, ale czy to w ogóle coś da? Szczerze w to wątpię.
Nie rób tego. – usłyszałam głos z tyłu głowy, ale tym razem to nie była moja zdradziecka podświadomość.
Zesztywniałam mocniej przytrzymując się metalowego płotka z odchodzącą zieloną farbą stojącego tuż za mną. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mogła wydać ten dźwięk. Wyostrzyły mi się zmysły. Słyszałam szelest liści na wietrze, szum strumyka pod nogami, ciche pojękiwania i chichoty ze strony polanki, gdzie zostawiłam Melanie z Johnem. Widziałam każdą niewielką falę w ciemnej toni rozciągającej się przede mną w długą wstęgę, każdą wystającą kępkę trawy połyskującą od powstającej na niej rosy, która połyskiwała w blasku księżyca, zapalone latarnie nad ulicami daleko w oddali. Po chwili poruszyły się krzewy po mojej prawej stronie. Gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Ktoś przechodził, albo przebiegał. Między liśćmi coś błysnęło niemal niezauważalnie, ale po chwili zniknęło w ciemnościach nocy. Przeskoczyłam na tą bezpieczną stronę pomostu i szybko ubrałam glany, po czym prędkim marszem przemieściłam się do Melanie i jej kolegi. Bezceremonialnie przerwałam ich niezwykle miłą pogawędkę wraz z obściskiwaniem się.
-Melanie, idziemy. – pociągnęłam ją za łokieć rozdzielając przy okazji ją z Johnem.
-Dlaczego? – wydała z siebie żałosny jęk niezadowolenia, po czym cicho zaśmiała się jakby przypomniała sobie jakąś wyjątkowo śmieszną myśl.
Ona nadal była pod wpływem.
-Szybko, zabieramy się do domu. – mruknęłam nie podając konkretnej odpowiedzi.
Możliwe, że po prostu się przestraszyłam, albo znudziłam się samotnym siedzeniem. Może też miałam złe przeczucia. Sama nie wiem, co mną kierowało. Wolałam jednak dłużej tam nie pozostawać.
Wtedy uświadomiłam sobie, że błyszczącym obiektem między liśćmi nie były kropelki rosy jak sobie wcześniej wmawiałam, tylko para czarnych jak smoła oczu, w których można się było zgubić. To nie były tylko halucynacje, ten chłopak istniał, naprawdę.

_________________________________________________________

Zapraszam was do komentowania :)

~Sherr


14 komentarze:

  1. Istniał? Nie istniał? :D Już sama nie wiem :D
    Nie zrozumiałam tego na początku :D To ona miała jakieś halucynacje, tak? :P
    Trochę mnie przeraziła, że serio skoczy w głąb tej rzeki :P
    Tak naprawdę nie dziwię się tej babce, że zaczęła brać. Bo rodzice szychy, do tego adwokaci, nie zwracają uwagi na córkę... czuje się samotna.. po prostu nic tylko sobie ulżyć.
    Najbardziej podoba mi się, że przefarbowała sobie te włosy na niebiesko ;) Też bym tak chciała :3
    Ta jej przyjaciółka ma niezłe odloty :P
    Nie mogę się doczekać jej spotkania z czarnookim :D Mam nadzieję, że będzie przystojny... proszę... :D :3 niech będzie ciachem :D Lubię czytać opowiadania z przystojniakami :D
    Jestem ciekawa, co cię zainspirowało do tego opowiadania :D
    Nie mogę się doczekać nexta :D
    Pozdrawiam i życzę weny :3
    I Życzę zdrowych, wesołych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko jedno pytanie co to było na początku bo nie rozumiem. A tak to Super opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne opowiadanie , nie mogę doczekać się następnych :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisyr chce wiecj :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To na początku, to były takie jakby halucynacje spowodowane odurzeniem narkotykowym :) //Sherr

    OdpowiedzUsuń
  6. Co to za gówno, wypierdalaj z tym i bierz się do lekcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem o co tobie chodzi... i do tego piszesz z anonima.. ale może nie obrażałbyś/obrażałabyś jej? Jeżeli chcesz pohejtować to możesz sobie stąd iść... Trochę kultury.. przecież prosiła, żeby tak się nie zachowywać... a poza tym... jeżeli uważasz, że to gówno... to napiszesz lepsze?
      Masakra... nie rozumiem takich ludzi, co nie szanują innych :/

      Usuń
  7. bardzo mi się podoba i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze opowiadanie a już uzależnia... jak narkotyk, hehe. Od dzisiaj to mój ulubiony blog! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na 76-igrzyska-smierci.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  10. fajne opowiadanie.
    Wpadniesz? http://lifestylowy-miszmasz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. boże jakie to było genialne! takie mroczne i pokazujące prawdziwe życie które nie jest wcale takie kolorowe jak się wydaje... po prostu kocham <3

    OdpowiedzUsuń

Design by BlogSpotDesign | Ngetik Dot Com