Czułam chłód bijący
od lodowatej, kamiennej podłogi. Jednak się nie zatrzymywałam. Wiedziałam, że
dotrę do swojego celu. Widziałam go. Stał już tak niedaleko. Jeszcze parę
metrów. Dam radę. Nie zatrzymam się. Prawa noga, lewa noga. Jeszcze raz w ten
sam sposób. Chciałam wyciągnąć rękę i złapać się jego ciemnej koszuli. Jednak
było jeszcze za daleko. Opadałam z sił, ale wystarczyło jedno spojrzenie
ciemnych oczu, żebym ponownie pogrążyła się w wędrówce. Dlaczego był tak daleko?
Czemu nie podszedł jeszcze do mnie? Powinien mi jakoś pomóc. On jednak tylko
stał i spoglądał na mnie spod przymrożonych powiek. Penetrował wzrokiem każdy
minimetr mojego niezwykle obolałego ciała. Widział jak niezdarnie kuśtykam w
jego stronę. Wiedział, że potrzebuję jakiegokolwiek wsparcia. Jednak się nie
ruszył. Chciałam krzyknąć. Wydrzeć się na niego i wygarnąć niekulturalną
postawę, ale nie mogłam. W moim gardle zrobiło się niezwykle sucho. Nie
potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zatrzymałam się z dłonią
wyciągniętą w stronę twarzy nieznajomego. Ciemnowłosy chłopak otrząsnął się,
jakby dopiero teraz zorientował się, że stoję tuż przed nim. Co się tak gapisz pacanie? Chciałam się
odezwać, ale nic nie zrobiłam. Moje ciało zastygło w jednej pozycji. Nie mogłam
się ruszyć. Jego oczy nagle się rozszerzyły jakby z zaskoczenia. Rozejrzał się
sprawdzając najwidoczniej, czy nikogo nie ma na obszarze wokół nas. Nie zauważył
żadnej osoby. Ponownie spojrzał na mnie. Miałam okazję, żeby po raz pierwszy
przypatrzeć się jego nieuchwytnej twarzy. Miał czarne jak smoła oczy, od
których nie potrafiłam oderwać wzroku. Otoczone one były długimi ciemnymi
rzęsami, jakich pozazdrościłaby mu niejedna kobieta, a także mężczyzna. Poniżej
były pełne usta. Całość otaczały włosy tej samej barwy co oczy. Były one idealnie
przystrzyżone i żaden kosmyk nie odstawał niesfornie od reszty. Po prostu
ideał. Byłabym pewnie zachwycona naszym spotkaniem, gdyby nie to, że się bałam,
a mój strach narastał z każdą sekundą ciągnącą się w nieskończoność.
Usta chłopaka poruszyły
się. Na początku prawie niezauważalnie, ale potem widziałam jak coś mówi. Po
chwili zorientowałam się, że słowa są kierowane w moją stronę. Ton nieznajomego
zmienił się w krzyk. Chciałam wiedzieć o co mu chodzi, ale nic nie słyszałam. W
moich uszach szumiało od wypełniającej je ciszy. Postanowiłam wtedy wyczytać
coś z ruchu jego warg. Nie miało być to jednak takie łatwe jak się
spodziewałam. Ciemnooki zaczął się oddalać. Nie!
Czekaj! Miałam już wrzasnąć, ale zorientowałam się, że to ja jadę w otchłań
ciemności tuż za mną. Chciałam się wyrwać z czarnej dziury wciągającej mnie jak
wir wodny, który powstaje gdy spuszcza się wodę z wanny. Powoli powracało
czucie oraz władza w rękach i nogach. Młóciłam na oślep rękoma jakbym chciała
dopłynąć do wizji zimnego pomieszczenia i ciemnowłosego chłopaka. Wokół jednak
pozostawała tylko i wyłącznie nieprzenikniona ciemność, z której nie potrafiłam
się wydostać. Nie rób tego nigdy więcej.
Usłyszałam nieznajomy głos z tyłu głowy. Odwróciłam się gwałtownie, ale nikogo
tam nie było. Dałabym sobie rękę uciąć, że był to szept chłopaka z tamtej sali.
Nie było mi dane jednak długo się nad tym zastanawiać, bo porwał mnie prąd
ciemności powrotem do realnego świata, który ciągle na mnie czekał. Miłe
upojenie powoli mijało, a pozostawał nieprzyjemny ból głowy, który tak dobrze
znałam. Przed oczami migały mi czarne mroczki, które ustępowały pojawiającemu
się krajobrazowi. Ciemne niebo naznaczone niewielkimi błyszczącymi gwiazdami, a
gdzieś w oddali lśnił księżyc prawie w pełni. Wpatrywałam się w nie przez
chwilę, aż usłyszałam cichy chichot po mojej prawej stronie. Melanie,
kompletnie o niej zapomniałam!
- Mel, jak się czujesz?
– zapytałam odwracając głowę w jej stronę, ale natychmiast powróciłam do dawnej
pozycji. – Mel, kto to jest? – wskazałam palcem na chłopaka siedzącego na niej
okrakiem.
Dziewczyna mruknęła do
niego coś w stylu „Odsuń się” i ponownie wybuchła cichym śmiechem. Znów na
nią spojrzałam z wyczekującym wyrazem twarzy oczekując wyjaśnień. Taki
paradoks, przyszłam z nią, a raczej zaciągnęłam na szluga, a teraz wymagam
wyjaśnień, chociaż wiem, że ona tylko się bawi i do tego sama się puszczam mimo
to, że nie przyjmuję tego do świadomości. Niestety kochana, ta zabawa może się
bardzo źle zakończyć. Ile to już było
takich przypadków, że siedemnastolatka „przypadkiem” jest w ciąży. Wolałam
jednak jej tego oszczędzić.
-To John. – powiedziała
głośno patrząc prosto na mnie.
Widziałam jak jej
rozszerzone źrenice wpatrują się we mnie jakby niewidzącym wzrokiem.
Westchnęłam cicho w duchu.
-Tylko nie rób nic
głupiego okay?
Pokiwała niemrawo
głową, po czym odwróciła się na drugą stronę do Johna. Nie miałam zamiaru
patrzeć na to ich migdalenie się do siebie. Wolałam odejść kawałek dalej
odczekać w samotności aż środki odurzające przestaną działać. Czułam, że i tak
długo już nie będzie trwał ten błogi stan szczęścia. Wtedy nastąpi ten okrutny
powrót do szarej rzeczywistości. Teraz czułam, że żyję tak prawdziwie. Nie
chciałam być ostrożna, ale to mnie przewyższało. Nie miałam zamiaru być
grzeczna i mam nadzieję, że jak na razie mi się to udawało. Nie zamierzałam być
tą, która zawsze wie, co należy zrobić, żeby nic nikomu się nie stało. Wolałam
żyć chwilą i nie przejmować się, co stanie się później.
Usiadłam na krawędzi
pomostu tak, że nogi swobodnie zwisały w stronę strumienia tuż pode mną, a
rękoma trzymałam się metalowej barierki z odchodzącą już farbą i zardzewiałymi
fragmentami. Wiatr rozwiewał moje niebieskie włosy. Miałam takie jako jedyna w
tym niewielkim miasteczku. Waterville. Cudowna mieścina w stanie Maine o
różnobarwnych budynkach, czystych chodnikach i zielonych polach obsianych
soczystą trawą. Niestety nawet taki raj na ziemi miał swoje gorsze strony.
Nieodnowiona część miasteczka pozostała szara i ciemna, wręcz odgrodzona od
reszty. Mogłam tam ukryć się przed niechcianym wzrokiem plotkujących
mieszkańców. Tutaj nowe wiadomości rozchodziły się w zabójczym tempie. Nie
sprzyjało to branży moich rodziców, którzy byłi szanowanymi adwokatami. Nie
mogli pozwolić sobie na pogłoski o niegrzecznej córeczce, która pije, ćpa i nie
wiadomo co jeszcze. Dlatego żyłam samotnie. Całe dnie przesiadywałam poza domem
i wracałam na noc. Czasem udawało mi się zostać dłużej w klubie i uniknąć
jakiejkolwiek kary, ponieważ domownicy musieli na jakiś czas wyjechać. Według
mnie byłoby im bardziej na rękę, gdybym kompletnie usunęła się z ich
środowiska. Nie potrzebowali mnie, tej która przysparza tylko ciągłych kłopotów
,tej która nie zważa na nic dookoła i myśli tylko o sobie, tej która
przefarbowała sobie włosy na niebiesko turkusowy kolor tylko dlatego, bo
myślała, że będzie wtedy lepiej zauważalna. Owszem, wszyscy mnie znali.
Niestety, a może i stety jako rozwydrzonego bachora, który myśli, że jest
pępkiem świata i nie warto brać ze mnie żadnego przykładu. Dorośli karcą swoje
dzieci jeżeli będą miały ze mną jakikolwiek kontakt. Udało się zostać ze mną
jedynie Melanie. Ona nie mówiła na początku rodzicom nic o naszej znajomości, a
później nawet przyjaźni. Oni jednak zorientowali się jakoś w sytuacji i zakazywali
jej tego na różne sposoby, mimo to żaden z nich nie podziałał. Chyba nawet się
cieszę z tego powodu. Nie jestem przynajmniej aż taka samotna. Chociaż sama nie
wiem czy można nazwać moje życie samotnym. Mam wielu znajomych, co z tego, że
są starsi i to niektórzy o dość dużo. Ważne, że myślą tak jak ja. Spotykałam
się z nimi raczej w godzinach wieczornych, zazwyczaj w zapuszczonych klubach,
gdzie każdy miał przy sobie broń. Czasem szliśmy do któregoś z wielu dealerów i
kupowaliśmy sobie działkę. Później raczej wędrowaliśmy na jakąś polanę daleko
od miasta, albo do lasu nieopodal. Monotonia ciągnęła się aż do rozpoczęcia
działania Amfetaminy. Wtedy dopiero czułam, że jestem w pełni sił. Świat
nabierał koloru, a wypowiedzi niespodziewanego humoru. Często pojawiały się
miłe halucynacje. Wszędzie wokół było słychać chichot pojedynczych osób. Czasem
ktoś zemdlał lub zasnął na dłużej. Nie było dla nas wtedy lepszej zabawy.
Niestety działało to tylko dwie do trzech godzin. Czas leciał wtedy szybko, co
było mocno odczuwalne. Po tym ponownie powracało się do okrutnej
rzeczywistości, która nie ma nic do zaoferowania.
Twoje
życie jest do bani. – usłyszałam cichy głosik w głowie
będący zapewne moją jakże pomocną podświadomością – Może warto by je zakończyć? – zapytała. Musiałam przyznać, że była
to kusząca propozycja – Niżej jest
strumień, może się uda. – zachęcała.
Wstałam powoli.
Spojrzałam jeszcze raz na rwącą rzeczkę będącą parę metrów pode mną, potem na
ledwo trzymającą się barierkę, a na końcu na moje ciężkie czarne glany. Nie uda
mi się wskoczyć w nich na barierkę nie uszkadzając jej przy okazji, ani tym
bardziej przeskoczyć ją i na końcu się nie poślizgnąć. Poza tym były to drogie
buty i nie warto byłoby ich niszczyć. Mimo błota zbierającego się na nich nadal
były sprawne. Rozwiązałam sznurówkę najpierw jednego buta, potem drugiego i powoli
je zdjęłam. Odłożyłam je kawałek dalej i powróciłam w to samo miejsce w samych
skarpetkach drżąc z zimna odczuwalnego przez cienki materiał. Trzeba było ubrać jakieś trampki.
Skomentowała to moja podświadomość.
-Zamknij się. –
mruknęłam sama do siebie. Do czego to już doszło, żebym gadała do swojego
porąbanego umysłu.
Stanęłam przez krótką
chwilę przed barierką. Sprawdziłam ją jeszcze raz, po czym przełożyłam nad nią
nogę, potem drugą i już stałam na krawędzi pomostu. Jeden krok dzielił mnie od
bolesnego upadku. Może jednak jestem jeszcze odurzona narkotykami i zmniejszy
to trochę siłę uderzenia, albo chociaż uśmierzy ból mu towarzyszący.
Śmiało.
Zrobię to. Uda mi się,
a potem będzie już tylko szybka wędrówka w stronę światła. Nie wiem jeszcze, co
nastąpi dalej. Mam tylko nadzieję, że nie będzie gorzej niż dotychczas, ale czy
to w ogóle coś da? Szczerze w to wątpię.
Nie
rób tego. – usłyszałam głos z tyłu głowy, ale tym razem to
nie była moja zdradziecka podświadomość.
Zesztywniałam mocniej
przytrzymując się metalowego płotka z odchodzącą zieloną farbą stojącego tuż za
mną. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mogła wydać ten
dźwięk. Wyostrzyły mi się zmysły. Słyszałam szelest liści na wietrze, szum strumyka
pod nogami, ciche pojękiwania i chichoty ze strony polanki, gdzie zostawiłam
Melanie z Johnem. Widziałam każdą niewielką falę w ciemnej toni rozciągającej
się przede mną w długą wstęgę, każdą wystającą kępkę trawy połyskującą od
powstającej na niej rosy, która połyskiwała w blasku księżyca, zapalone
latarnie nad ulicami daleko w oddali. Po chwili poruszyły się krzewy po mojej
prawej stronie. Gwałtownie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Ktoś przechodził,
albo przebiegał. Między liśćmi coś błysnęło niemal niezauważalnie, ale po
chwili zniknęło w ciemnościach nocy. Przeskoczyłam na tą bezpieczną stronę pomostu
i szybko ubrałam glany, po czym prędkim marszem przemieściłam się do Melanie i
jej kolegi. Bezceremonialnie przerwałam ich niezwykle miłą pogawędkę wraz z
obściskiwaniem się.
-Melanie, idziemy. –
pociągnęłam ją za łokieć rozdzielając przy okazji ją z Johnem.
-Dlaczego? – wydała z
siebie żałosny jęk niezadowolenia, po czym cicho zaśmiała się jakby
przypomniała sobie jakąś wyjątkowo śmieszną myśl.
Ona
nadal była pod wpływem.
-Szybko, zabieramy się
do domu. – mruknęłam nie podając konkretnej odpowiedzi.
Możliwe, że po prostu
się przestraszyłam, albo znudziłam się samotnym siedzeniem. Może też miałam złe
przeczucia. Sama nie wiem, co mną kierowało. Wolałam jednak dłużej tam nie
pozostawać.
Wtedy uświadomiłam
sobie, że błyszczącym obiektem między liśćmi nie były kropelki rosy jak sobie
wcześniej wmawiałam, tylko para czarnych jak smoła oczu, w których można się
było zgubić. To nie były tylko halucynacje, ten chłopak istniał, naprawdę.
Zapraszam was do komentowania :)
~Sherr
Istniał? Nie istniał? :D Już sama nie wiem :D
OdpowiedzUsuńNie zrozumiałam tego na początku :D To ona miała jakieś halucynacje, tak? :P
Trochę mnie przeraziła, że serio skoczy w głąb tej rzeki :P
Tak naprawdę nie dziwię się tej babce, że zaczęła brać. Bo rodzice szychy, do tego adwokaci, nie zwracają uwagi na córkę... czuje się samotna.. po prostu nic tylko sobie ulżyć.
Najbardziej podoba mi się, że przefarbowała sobie te włosy na niebiesko ;) Też bym tak chciała :3
Ta jej przyjaciółka ma niezłe odloty :P
Nie mogę się doczekać jej spotkania z czarnookim :D Mam nadzieję, że będzie przystojny... proszę... :D :3 niech będzie ciachem :D Lubię czytać opowiadania z przystojniakami :D
Jestem ciekawa, co cię zainspirowało do tego opowiadania :D
Nie mogę się doczekać nexta :D
Pozdrawiam i życzę weny :3
I Życzę zdrowych, wesołych świąt! :)
Tylko jedno pytanie co to było na początku bo nie rozumiem. A tak to Super opowiadanie
OdpowiedzUsuńFajne opowiadanie , nie mogę doczekać się następnych :-)
OdpowiedzUsuńZajebisyr chce wiecj :*
OdpowiedzUsuńTo na początku, to były takie jakby halucynacje spowodowane odurzeniem narkotykowym :) //Sherr
OdpowiedzUsuńDzięki i czekam na następny
UsuńCo to za gówno, wypierdalaj z tym i bierz się do lekcji.
OdpowiedzUsuńNie wiem o co tobie chodzi... i do tego piszesz z anonima.. ale może nie obrażałbyś/obrażałabyś jej? Jeżeli chcesz pohejtować to możesz sobie stąd iść... Trochę kultury.. przecież prosiła, żeby tak się nie zachowywać... a poza tym... jeżeli uważasz, że to gówno... to napiszesz lepsze?
UsuńMasakra... nie rozumiem takich ludzi, co nie szanują innych :/
bardzo mi się podoba i czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńFajne spodobało mi się :P
OdpowiedzUsuńPierwsze opowiadanie a już uzależnia... jak narkotyk, hehe. Od dzisiaj to mój ulubiony blog! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam na 76-igrzyska-smierci.blogspot.com :D
OdpowiedzUsuńfajne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńWpadniesz? http://lifestylowy-miszmasz.blogspot.com/
boże jakie to było genialne! takie mroczne i pokazujące prawdziwe życie które nie jest wcale takie kolorowe jak się wydaje... po prostu kocham <3
OdpowiedzUsuń